Kolejny raz tym razem jako klubowicz wybrałem się na spokanie z członkami KWI. Okazją do tego stały się targi łowieckie i wędkarskie "Łowy i Połowy 2003". Zapakowałem do auta żonę, umówiłem się z Maćkiem, w dwa auta przbyliśmy 120km z Wielunia do Wrocławia, następnie ja zostawiłem żonę w centrum handlowym, a Maciek odstawił rodziców do siostry i już byliśmy w Hali Ludowej.
Kilkanaście dni intensywnych przygotowań i na targach powstało stoisko Klubu. Jużna pierwszy rzut zaskoczonego (a może i nawet nie zaskoczonego? no bo przecież można sie było spodziewać) widać było, że prac włożona w jego przygotowanie opłaciła się. Stoisko wyglądało poprostu "fachowo". Na posterunku bezustannie ktoś czuwał co nie zmieniało faktu, że atmosfera była niemal rodzinna.
Zwłaszcza Ania szczególnie troszczyła się o wszystkie "pisklęta". Dla, jeszcze nie rozróżniających "mordek" klubowiczów, gości przedstawiam od prawej: Jurek Ludwin, Tomek "Pyrsk" Płonka, Ania "Jędza" Gostyńska, żona Tomka i Maciek "NG(narazie gość)" Krykwiński...
Klubowiczów kręciło sie prz stoisku stale kilku więc do znanych już wcześniej dokładam z lewej - Tomka Pawlaczka i z prawej Artura "Pepso" Daca.
Niemal symbolem naszego stoiska był niestrudzony artysta rzeźbiarz Tomek "Siudak" Siudakiewicz ( w środku). Jego arcypiękne woblerki były niewątpliwą ozdobą klubowej prezentacji robiąc niejaką konkurencję Darii Zielińskiej (z prawej) - też niewątpliwej ozdobie KWI :).
Po zameldowaniu sie na stoisku i serdecznym powitaniu szybciutko udaliśmy sie do sali konferencyjnej bo właśnie nadchodziła czas klubowych prelekcji. Zaczęła Ania wpsireana prze Grzesia "Grzylka" Tuńskiego. Wykład dotyczył różnych metod wędkowania, czyli "dla każdego coś miłego"
Grześ wspomagał Anię i innych "wykładowców" nie tylko kawą, ale również wyświetlanymi za pomocą projektora, prezentacjami komputerowymi.
Oto i nastepny prelegent - Grześ "Lacki" Łącki. Jak zresztą widać na załączonym obrazku opowiadał ską się wzięła metoda "catch and release", oraz jak postepować aby stosować ją mądrze.
Grzylek wręcz nie mógł się napatrzeć.
Tomek też z uwagą wsłuchiwał się w wykłady...
Paweł "Fario" Kobyłecki zadumał się głęęębookooo...
Daria jakby uciekła myslami nad jakąś wode i chyba ćwiczyła wirtualnie reanimacją pstrąga przed wypuszczeniem...
Po pewnym czasie Tomek jednak się ocknął i wrócił do fotografowania..
Po wykładach i prezentacji filmu o klubie, w drodze powrotnej na stoisko szybciutko obiegliśmy z Maćkiem targi.. Dziwnie jakoś nam tak było bo bez pieniędzy, bez konkretnego celu zakupowo-zwiadowczego nie mieliśny specjalnej motywacji do głębszej eksploracji poszczególnych stoisk. Obiegliśmy sybko halę zatrzymując sie na dłuższą chwile u znajomych tzn. na stoisku "Krokusa"
... zamieniliśmy kilka zdań z Wojtkiem Żbikowskim...
... i prawie galopem wrócilismy na stoisko KWI bo wydarzenie dnia właśnie się rozpoczynało.
Adam Sikora już rozkładaj swój muszkarski warsztat i zabierał się do pokazu "kręcenia" much. Na oczach tłumnie zgromadzonych widzów miała powstać piękna mucha łososiowa. Na fotce powyżej widać jak w modlitewnej pozie, u stóp Mistrza, klęczy Grzylek. Jest szczęśliwy bo wie, że rodzące się arcydzieło przypadnie właśnie jemu.
Na tym zdjęciu Grześ chyba zrozumiał, że poklęczy tak z dobre pół godziny:)). Z lewej za to Ania przgląda się pracy Adama. Oficjalnie to właśnie Ona uczy się "kręcenia". Jak zwykle przy takich okazjach jest mnóstwo spławikowo-muchow-spinningowych przepowiadanek, żartów i żarcików:)
"O!.O! Tu!.. Tu będzie zaraz mucha" - Adam zaczyna kręcenie.
... kręci, kręci....
...i powoli, powoli.. pojawia się muszka, już śliczna choć nieo dokończona... jeszcze kilka chwil i...
...jest gotowa. Chwila dla fotoreporterów...
... jeszcze tylko autograf i...
...muszka ląduja na kapeluszu szczęśliwego Grzylka.
Adam, w prezencie od Ani, dostaje tajemnicze coś...
...co po chwili okazuje się spławikowym zestawem, który również, po drobnej modyfikacji, mógłby posłużyć za ozdobe czyjegoś kapelusza...
Później jeszcz tylko autograf do Grzylowej ksiązki i można udać się na obiad...
Można powiedzieć "Obiad Mistrzów", a że i ja tam byłem to choć piwa nie piłem...
... zdjęcie z mistrzem zaliczyłem:)))
Czas minął nam bardzo szybko. Ani zdążyliśmy sie obejrzeć, a już trzeba było wracać do domu. Cóż... Wszystko co miłe kończy się szybciej niż byśmy chcieli. Dzięki serdeczne za przemiłą atmosferę i moc pozytywnych wrażeń.
Robert "Franz" Łukomski
PS. Klub klubem, a Targi targami. Trudno mi imprezę ocenić od strony targowej właśnie. Klub wypadł świetnie. Materiały klubowe cieszyły się sporym wzięciem zwłaszcza kodeks i SOS. Reszta targów - "tak sobie". Może to dlatego, że ja byłem zbyt mało zainteresowany wystwcami i ich towarem? Nie wiem..