Strona Piotra Szymanika

Strona w 100% o pstrągach

 

 Sezon 2004

 

Styczeń 15. Nareszcie nastąpił ten dzień czyli otwarcie sezonu pstrągowego. Początkowo się wahaliśmy czy jechać ponieważ mocno padał śnieg, ale co tam jedziemy. Nad woda jesteśmy dopiero o 12 więc łowienia niewiele. Rozwozimy się po odcinkach i do boju. Woda niska i czysta, a z nieba leci gęsty śnieg. Początkowo nie mogłem się w czuć w delikatny pstrągowy zestaw, ale z czasem wszystko było już ok. Nagle łup i oprzytomnienie. To było branie, cholera nie zaciąłem. Trochę dalej i kolejne tym razem ze skutecznym zacięciem. Krótki hol i miarowy 34 cm pstrąg wraca do wody. Później długo nic i dopiero w dużym zwężeniu widzę ładnego skubacza, który jednak nie daje się sprowokować do ataku. Po czterech godzinach jestem przy samochodzie pozostawionym przez tatę. Pakuję sprzęt i po niego. Na miejscu okazuje się, że on ma dwa zaliczone wymiarki 34 i 36, trzeci największy zwiał i trzy brania. Śnieg przestał padać i nawet na moment się przejaśniło.

 

Styczeń 31. To dopiero drugi wyjazd w tym sezonie. Z jesiennych obserwacji pozostały mi w pamięci liczne pstrągi, które widziałem na dwóch odcinkach. Postanowiłem je odwiedzić. Pierwszy odcinek nie jest zbyt długi, ale miejscówek jest sporo. Efektem przedzierania się przez krzaki i śnieżne zaspy był jeden niewymiarowy pstrążek. Popołudniu zjechałem kilka kilometrów niżej i tam chodziłem do wieczora. Odcinek bardziej spokojny i głębszy, jednak tutaj jestem bez brania. Woda była lekko trącona, ale jeszcze niska. To był pierwszy dzień odwilży z temperaturą +6 stopni. Tutaj przeczytacie opis wyprawy napisany przez Ediit.

 

Luty 05. Na wspólne łowienie umówiłem się z Maciejem, który przyjechał aż spod Poznania. Obawy o stan wody w Kwisie rozwiały się  na miejscu. Trochę podwyższona i mętna, ale nie błoto, łowić się da. Zaliczyliśmy jeden nie zbyt długi odcinek i kończymy łowienie przed 13. Ja na zero, a Maciej zalicza podwymiarka i jedno branie. Dalsze łowienie kontynuujemy już na małym siureczku, w którym woda jest akurat choć lekko mętna. I znowu górą okazał się Maciej zaliczając branie niewielkiego pstrąga. Na koniec smutna wiadomość :( Odcinek miedzy Łozami, a Świętoszowem wkrótce w znacznym stopniu przestanie istnieć ponieważ odbudowują elektrownię w Łozach.

 

Monstrualnej wielkości pstrąg Macieja

 

Wycięte krzaki...

 

....i skruszony beton.

 

Luty 06. Wczoraj ja, dzisiaj tato pojechał na Kwiskę. Ja postanowiłem odpocząć przed ewentualnym wyjazdem w sobotę. Woda od wczoraj nie wiele się zmieniła i wyniki takie same jak u mnie.

 

Luty 08. Tym razem ja i dwóch Maciejów. Wspólnie robimy jeden długi odcinek schodząc w dół rzeki. Woda po odwilży spadła już do bardzo fajnego stanu i była lekko metna. Oczywiście odgrażaliśmy się nawzajem, że to ja dzisiaj wam dokopię i dorwę tego kabana. Skończyło się w sumie na pięciu braniach. Ja straciłem wymiarka i miałem jeszcze jedno branie. Maciej (maf) jedno branie, a drugi (mac) wymiarka 39,5 cm i branie. Pogoda tego dnia była niezbyt łaskawa, na przemian deszcz, grad i słońce, a do tego spory wiatr.

 

Luty 14. Dałem sobie spokój z wyjazdem bo tego dnia miałem ważniejsze obowiązki więc tato pojechał sam. Woda według prognoz IMGW wyglądała ok. Było jednak gorzej jak ostatnio. Woda lekko się podniosła i ponownie mocno zmętniała. Efekt to oczywiście 3 x 0, czyli zero wymiarków, zero wyjść wymiarków i zero kontaktów z malcami.

 

Luty 24. Trochę długo to trwało za nim dotarło do nas, że przydałoby się pojechać na pstrągi. Łowić zaczęliśmy o 13. Zacząłem jakieś 100 m powyżej samochodu od sporej wyrwy w brzegu. W wyrwie nic, ale niżej w szybkiej rynnie miałem ładne kopnięcie. Kolejne spotkanie z kropkami mam o 14’40. Najpierw obwąchał mi woblerka odprowadzając pod same nogi, ale po zmianie na innego nie potrafił już się powstrzymać i wylądował na brzegu. Ładnie odpasiony pstrąg miał 37,5 cm. Jakiś czas później i tato namierza skubacza, ale ten po drugim mocniejszym braniu daje sobie spokój. Do końca dnia już nic się nie działo. Była piękna słoneczna pogoda z lekkim przymrozkiem na koniec dnia.

 

Luty 28. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że tego dnia coś połowię, dlatego wyjeżdżając zostawiłem opis na gg „ale biorą, hol za holem!” Po drodze kilka razy zmienialiśmy strategię, aż wreszcie wylądowaliśmy tam gdzie dojechaliśmy. Woda niska i czysta dlatego idziemy dwoma brzegami w dół rzeki. Początkowo w bardzo ładnych miejscach cisza. Tato ma mniej atrakcyjny fragment brzegu wiec szybko mi znika, a u mnie się zaczyna. Pierwszy wymiarek jest o 11’50, a co kolejną godzinę holuję następnego. Jedynie drugi z rzędu spina się już po dłuższym holu. Ostatniego pstrąga łowię już na wprost taty, który cztery minuty po mnie wyciąga drugiego pstrąga z tego samego miejsca. On z tego odcinka zaliczył tylko jednego wymiarka i trzy brania, a ja trzy miarusy, czwarty spadł i jedno branie. Na półtoragodzinnej dogrywce łowimy już bez efektów.

 

Marzec 28. Dokładnie po miesiącu powracamy na nasze rzeki. Z powodu dużych stanów wody na głównych rzekach jedziemy na zapasowe łowisko. Na miejscu okazuje się, że wody prawie brak. Robimy z przymusu zaplanowany odcinek, ale bez przekonania. Efekt to jeden wypłoszony palczak. Mamy jeszcze sporo czasu, więc ryzykujemy na Kwisę. Zajeżdżamy na pierwszy lepszy odcinek i do boju. Woda dość wysoka, ale dość mętna, jednak da się łowić. Przez ok. 3 godziny zaliczamy tylko jednego podwymiarka. No cóż jak wody spadną to im dopiero pokażemy.

 

Kwiecień 04. Tym razem znowu wyjazd na zapasowe łowisko, ale samemu. Z powodu dość późnej pory wybieram dość krótki, ale obfitujący w dołki i zakręty odcinek. Ledwie zacząłem łowić, a już z drugiego miejsca, w którym jest długa rynna na zakrętach, zaliczam wyjście spod nóg około wymiarowego pstrąga. Kilka powtórek, ale już nic. Stoję dalej w tym miejscu i rzucam kilka metrów w górę. Nagle znowu targnięcie i widzę kolejnego kropka, podobnego do pierwszego. To na pewno nie ten sam, jednak ten akurat powtórzył branie w drugim rzucie, ale się nie zapiął. Obszedłem krzaczek i stanąłem 5 metrów wyżej. Rzut na początek rynny na skraj kołków w poprzek rzeki i łup. Tym razem siedzi i to całkiem fajny, chwila szamotaniny i jest na brzegu. Pomiar wskazuje 34 cm, rybka wraca do wody. Co za fart!  Trzy ryby w kilka minut. Później sporo bardzo ciekawych dołków i cisza. Aż przyszedł czas na kończenie łowów i ten ostatni dołek. Stanąłem w połowie rynny. Najpierw rzut w górę i widzę, że coś mi odprowadza obrotówkę pod nogi. Kolejne rzuty już na pusto. Rzucam więc w dół i ściągam pod burtą, a tu nagle wyskakuję kolejny trzydziestaczek obwąchać moją błystkę. Niestety tylko obwąchać. Dzień był słoneczny z chwilowymi zachmurzeniami. Woda niziutka i czysta. Nie spodziewałem się takich wyników przy tych warunkach.

 

Kwiecień 08. Dla mnie to był dzień pstrąga. Tyle się działo, że trudno opisać co, gdzie i jak. Rozwieliśmy się po odcinkach i do boju. Woda w rzece nadal dość wysoka, ale jej stabilny stan pozwolił na oczyszczenie się do tego stopnia, że widać było na głębokość jednego metra. Łącznie zaliczyłem 20 kontaktów w 5,5 godziny z czego sześć z wymiarowymi rybami. Cztery z nich zakończyły się udanym holem, a miały kolejno: 34; 33,5; 31,5 i 35,5. niewielkie sztuki, ale zawsze coś. U taty było znacznie gorzej. On na swoim odcinku zaliczył pięć brań z czego dwa ryb wymiarowych. Niestety nic nie wyholował. Podczas godzinnej dogrywki już nic nie zaliczyliśmy, ponieważ ktoś już nas uprzedził.

 

Kwiecień 10. Dopiero koło południa wzięła nas na ryby więc pojechaliśmy. Tym razem w trójkę, ponieważ dołączył do nas kuzyn. O czarnej serii zapomniałem, a w zasadzie to mam ostatnio chyba małą passę. Trzy wyprawy z rzędu kończę z miarowym pstrągiem. Tym razem był to ledwo miarowy i jeszcze jedno branie. Tato stracił takiego ok. 45cm i zaliczył jeszcze dwa brania. Kuzyn jak to kuzyn jak zwykle zero. Wody nadal lekko podniesione i lekko mętne.

 

Kwiecień 15.  Ja do roboty a tato na rybki. Na miejsce połowu wybrał dość rzadko odwiedzany przez nas odcinek. Ale jak to często bywa takie miejsca lubią zaskoczyć. Na dość krótkim odcinku zaliczył pięć kontaktów, w tym dwa z wymiarowymi pstrągami, których jeden miał ok. 45cm.

 

Kwiecień 18. Tym razem ja sam. Zastanawiam się jak tu łowić. Postanawiam iść pod prąd jednym brzegiem, który jest mniej atrakcyjny, a wracać drugim ciekawszym. Jednak po 20 min mój plan bierze w łeb, bo z drugiej łowi trzech. Miejsc z tej strony nie wiele, ale coś się dzieje. Zaliczam po dwa kontakty z miarowymi i malcami. Drugą runde robię w dół od mostu. Brzeg ulubiony chociaż mocno zakrzaczony i słabo dostępny. Tu z kolei coś się dzieje co chwilę branie lub wyjście ciekawszego pstrąga. I wreszcie upragnione hole miarowych ryb. W trochę ponad godzinę łowię komplet 35; 34,5 i 33,5 cm. Oprócz tego tracę największego wymiarka, mam kontakty z dwoma innymi wymiarkami, dwa maluchy i dwa brania. Pogoda słoneczna, a woda lekko jeszcze trącona o temperaturze 9 stopni.

 

Kwiecień 20. Zerwał się tato z samego rana, aby szybciej wrócić. Pojechał na odcinek z upatrzonymi pstrągami. Odcinek nie za długi, ale z jednym konkretnym fragmentem, na którym skupia się większość ryb. W sumie zaliczył pięć brań, z czego jeden czterdziestak wyjęty, drugi spada, malec i dwa brania. Potem zaliczył jeszcze kawałek drugiego odcinka, ale już bez brań.

 

Kwiecień 26. Pierwszy odcinek obławialiśmy wspólnie. Poszliśmy w górę rzeki, a następnie w każde miejsce wobkiem po kilka rzutów. Ja zaliczyłem jednego wymiarka, zejście drugiego i trzy brania. Tato zakończył z totalnym zerem. Przed kolejnym odcinkiem dostał mały opr, aby nie marudził, że nic nie bierze bo nie ma ryb i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Po czterech godzinach ja zanotowałem wyjście wymiarowego pstrąga, podwymiarka i dwa brania, a on komplet wymiarów i branie. Jednak czasem mały opr skutkuje na dokładność łowienia.

 

Kwiecień 28. Krótki wypad taty na krótki odcinek. Efekt to jeden ledwo miarowy pstrąg w ostatnim rzucie, który wrócił do wody.

 

Maj 02. Ponieważ chciałem sprawdzić stan moich neoprenów przed sezonem lipieniowym postanowiłem tym razem złowić pstrąga na streamera. Liczyłem na dobre wyniki jednak brak wprawy, albo brak żerowania ryb spowodował, że dość mocno się nudziłem. Przez ponad pięć godzin zaliczyłem jednego malca i branie. Również i u taty na górnym odcinku nie było za wesoło. On zaliczył totalny brak kontaktu z kropkami. Za to woda lała się szwami na maxa :)

 

Maj 09. Woda po ostatnich deszczach już ładnie spadła i oczyściła się. No początek idziemy dwoma brzegami w dół rzeki. Pierwszego wymiaka zaliczam dość szybko i zwracam mu wolność. Ponieważ woda nie jest idealnie czysta, a niebo lekko zaczęło się chmurzyć to i pstrągi zaczęły całkiem fajnie dogryzać. Łącznie zaliczyłem siedem brań, a tato pięć. Na dogrywkę wybieramy kolejny odcinek, ale tym razem idziemy jednym brzegiem. Co kawałek zaliczamy hole i brania pstrągów. Ja łącznie osiem, a tato dwa brania. Największy tego dnia miał 36,5 cm, ale jego opasłości mógłby mu pozazdrościć nie jeden czterdziestak. Oj była jazda z nim.

 

Maj 14. Wróciłem z pracy do domu i co zastałem? W kuchni leżały dwa kabany!! Większy miał 53 cm i 1,85 kg, a mniejszy 43 cm i 1,02 kg. Oprócz tego wolność odzyskał najmniejszy z kompletu 35 cm. Najbardziej jednak nieprawdopodobną historią jest to, że pstrągi zostały złowione z jednego stanowiska w 10 minutowych odstępach i w 5 rzutach. 53 i 43 w rzutach po sobie, a 35 trzy rzuty po drugim. Kurcze a miałem jakieś dziwne przeczucie aby nie puszczać taty w piątek na ryby.

 

Maj 16. Obiecałem co niektórym tu chłopakom z forum, że i ja końcu coś dorwę no i dorwałem. Co prawda do wymaganych 50 cm zabrakło 5mm, ale za to imponująca waga 1,53 kg. Poczatkowo myślałem, że ma z 55, ale to ta jego grubość sprawiała takie wrażenie.  Jednak to nie ten kabanek mógł być ryba dnia. Tato stracił być może pstrąga życia, który miał leciutko 65 cm jak nie lepiej. Walka trwała ok. 1 minuty podczas, której tylko raz pokazał niewyraźnie swoje cielsko, a następnie urwał żyłkę prawdopodobnie na jakiejść zawadzie. Chwilę poźniej złowił 44,5 cm na pocieszenie. Ja z samego rana miałem jeszcze 31 cm. Początek dnia był dość pechowy dla taty, ponieważ od razu spadł z brzegu do wody i o podwodny kamień uderzył się kolanem. Chociaż wody było na 40 cm to mokry był po pachy. Woda po opadach była lekko lekko mętna i powolutku rosła. I tyle na dzisiaj. Oj działo się.

 

Maj 20. Niestety dobra passa sprzed kilku dni już się skończyła. Na dwóch odcinkach zaliczył tato tylko trzy kontakty w tym jeden z czterdziestakiem. Być może słabe żerowanie było spowodowane zmąceniem wody po ulewnych deszczach. Chwila odpoczynku też się przydaje.

 

Maj 23. Dzień bardzo paskudny, na przemian deszcz, grad, wiatr i słońce. Przemoknięci i zmarznięci męczyliśmy się na pierwszych dwóch odcinkach zaliczając tylko jednego maluszka. Na dogrywce tato ma ledwo jedno branie, które też do końca nie wiadomo czy w ogóle było. Woda była poniżej normalnej i lekko mętna jednak pogoda wygoniła pstrągi do domu.

 

Maj 28. Szybki powrót z pracy, obiadek i już o godzinie 16 jedziemy na kropki. Tak nas przypiliło, że nie wytrzymaliśmy. Trzy godziny łowienia przyniosły nam, a dokładnie tylko mi, jeden kontakt z pstrągiem ok. 40cm.

Czerwiec 1. Dawno już tak nie było, że nie rozpocząłem sezonu lipieniowego 1 czerwca, dlatego z wielką niepewnością czekałem na powrót taty. Niestety skończyło się tylko na dwóch braniach lipienia. Powodem była mętnawa woda, której czystość był dość zagadkowa, ponieważ poziom jest niski. Jednak humory poprawił złowiony pstrąg potokowy o długości 47 cm, stąd ten wpis tutaj.

<< Powrót

P.Szymanik@poczta.fm  lub tel. 605-469-801 lub SMS
© Szymanik 2000 - 2004