Strona Piotra Szymanika |
|
|
Rega 2003 - druga wyprawa
Drugi wyjazd był już planowany podczas otwarcia sezonu. Celem jest marcowy srebrniak, który wchodzi do rzeki wraz z pierwszymi sztormami. Z informacji, które do nas docierały wynikało, że sztorm jeden się zdarzył, ale weszło niewiele 1 – 3 kilogramowych srebrniaczków, a teraz jest niziutka i czysta woda, w której jest mało ryb. Decyzja jednak zapadła – jedziemy!
Dzień
1 (sobota 08.03.) Po niecałych pięciu godzinach jazdy jesteśmy z całą rodzinką w Mrzeżynie. Chwila odpoczynku i do boju. O godzinie 12’00 jesteśmy przy drugiej pompie. Woda niska i bardzo czysta. Najpierw obławiamy odcinek powyżej pompy jednak bez efektów. Schodzimy w dół od pompy. Po kilkuset metrach widzimy jak jeden z wędkarzy wyciąga „białego” o długości 58cm. Więc chyba jeszcze coś zostało? Minęło pół godziny i słyszę „jest”. Tato ma malutkiego srebrniaczka 39cm, który skusił się na srebrno-niebieskiego woblera. Pełni nadziei, że jutro będzie dobrze, kończymy łowienie o zachodzie słońca.
Pierwsza ryba wyprawy.
Dzień
2 (niedziela Od rana chodzimy na odcinku „stodoła” – pierwsza pompa. Woda tym razem wyższa o kilkanaście centymetrów i lekko podmącona, pewnie gdzieś w górze polało albo któraś tama puściła. Powinno być lepiej, ale ryby jakoś tego nie zauważyły. U napotkanych wędkarzy też bieda, nie słychać nawet o braniu. Po obiedzie jedziemy na prostkę do Mrzeżyna, jednak tu brak wielkiej wody i ryb oczywiście też. Rok temu przy powodziowej wodzie była tu niezła jazda.
Takie drzewo na odcinku "stodoła" to cud. Podeprę się aby nie paść z nudów.
Dzień 3 (poniedziałek 10.03.) Rozpoczynamy w okolicach trzeciej pompy. Woda nadal przybiera i podmącona. Napotkani wędkarze nie mają brań, a ja mam. Na woblera „flagowca” połakomił się szczupak 57cm, a już myślałem, że to ta pierwsza. Po zrobieniu fotki wrócił do wody. Popołudniu biczujemy na „czarnej drodze”. Zaczepił mnie miejscowy wędkarzy i spytał czy nie pohandlowałbym z nim blachami. Podziękowałem, bo wolę woblery. „Ale widzi pan, rzucisz pod prąd blachą i już tam zapier..., a z woblerem trzeba się piep...(przyprawiać :) )”. Mimo to jeszcze raz podziękowałem. Opuścił mnie lekko poirytowany, że interes mu nie wyszedł. Chwilę później mój wobler pokazał co jest wart. Wszedłem w miejsce, które przed chwilą obrzucał tato i przyciąłem troć 74cm i 3,90kg. Jednak tak łatwo z nią nie poszło. Miejsce, w którym ja przyciąłem, to czterometrowa luka miedzy krzakami. Zaraz po braniu wjechała w krzaki i zawisła tam na 25 minut. Kombinowaliśmy jak tylko można było: próbowaliśmy na zmianę przeciąć grubą gałąź, później wypchnąć ją kijem z krzaków, aż wreszcie wyciętym bosakiem wyciągaliśmy gałąź za gałęzią. Na tej ostatniej zatopionej gałęzi wyrosły drobniutkie korzonki i właśnie w nie troć wczepiła woblera. Stała zmęczona, a my zmordowani nad nią. Był to jeszcze kelt, ale już pięknie ubarwiony i bez śladów po odbytym tarle. Wzięła na woblera 7,5cm w kolorze srebrno-złoto-czarnym z białym brzuszkiem i niebieskim brokatem po bokach (foto). Być może wyższa woda skusiła ja do żerowania. Do końca dnia mieliśmy już dosyć wrażeń.
Zębaty straszak zamiast srebrniaka.
Wraca do wody.
Po taką rybę tu przyjechaliśmy! 74cm i 3,90kg.
To w tych krzakach za moimi plecami wisiała 25 minut.
Szczęśliwy wobler.
Dzień
4 (wtorek 11.03.) Jedziemy oczywiście na „czarną drogę”. Woda przybrała kolejne 20cm i powoli wyłazi na brzegi. Zaczynam od szczęśliwego woblera i już w pierwszy miejscu w piątym czy szóstym rzucie czuję miły pulsujący na kiju ciężar. Mam!!! Dość szybki i siłowy hol i troćka już na brzegu. Jest trochę mniejsza od tej wczorajszej ma 69cm i równo 3kg. Jest równie pięknie ubarwiona i wysrebrzona. Tak jaki i po wczorajszej mam już dosyć, dlatego tato idzie cały czas przede mną, a ja tylko poprawiam. Więcej emocji już nie było. Po obiedzie jedziemy na „stodołę”. Jednak szybko stamtąd uciekamy, bo z padającego deszczu i rozmarzającej ziemi robi się niezłe błotko i mogą być kłopoty z wyjazdem, a dojazd już był nie ciekawy. Na chwilę zaglądamy do Trzebiatowa na odcinek od połączenia się odnóg Regi do mostu. Zaczepia mnie znowu ten miejscowy od blach „pohandlujemy blachami” i chwali się jeszcze żywym ok. 45cm keltem w reklamówce. Kończymy łowienie, bo deszcz nieźle pada.
69cm i 3,00kg w zupełności wystarcza.
Dzień 5 (środa 12.03.) Od
rana pada deszcz. Ponownie rozpoczynamy od „czarnej drogi”,
ale łowimy tylko na odcinku przy asfalcie, bo po dalszym wzroście wody o
15cm łowienie przy żużlówce jest już uciążliwe. Następnie jedziemy
do Trzebiatowa na „obwodnicę” i łowimy na prawej odnodze
Regi. Jeden z wielu łowiących tam wędkarzy wyciągnął na moich oczach
trotkę ok. 55cm. U nas cisza. Po poobiedniej przerwie łowimy miedzy drugą
a trzecią pompą. Deszcz przestaje padać i rozpogadza się. Zaczyna za
to nieźle dmuchać, ale tym razem od północy. Panujący do tej pory na
morzu sztorm był spowodowany przez południowe wiatry, a te nie robią
wrażenia na srebrniakach. Być może jak dłużej podmucha z północy to
przy większej wodzie wejdzie trochę „białego”, a na razie
cisza.
Dzień
6 – ostatni (13.03.) Ciężko było podjąć decyzję gdzie uderzyć po raz ostatni. Padło na odcinek „stodoła” – pierwsza pompa. Rosnąca woda to już norma i kolejne 15cm od poprzedniego dnia, a od soboty ok. 70cm. Z powodu niedostępności wielu zalanych miejsc cały odcinek robimy w trzy godziny, a efekt zerowy. Pozostały więc jeszcze dwie godziny. Jedziemy na „czarną drogę” obrzucać dostępne miejsca przy asfalcie. W moich miejscach cisza, ale tacie jedna pomachała na pożegnanie ogonem pod samą powierzchnią wody. Wszelkie próby oszukania jej woblerami i obrotówkami okazały się daremne, a była całkiem spora ok. 80cm. Do zobaczenia następnym razem.
<< Powrót |
P.Szymanik@poczta.fm lub tel. 605-469-801 lub SMS |
© Szymanik 2000 - 2003 |