Strona Piotra Szymanika

Strona w 100% o trociach i łososiach

   

 Rega 2004 

 

 

Jak co roku wieczorem w Sylwestra zjawiamy się w pensjonacie „Nestor” w Mrzeżynie. Jutro wielkie otwarcie sezonu trociowego. Tym razem było tam sporo wędkarzy więc było z kim porozmawiać o trociwych bojach.

Ranek 1 stycznia przywitał nas lekkim mrozem i przebijającym się przez chmury słońcem. Na początek spory pech. W klapie bagażnika psuje się zamek i ktoś musi wrócić do domu aby go naprawić. Oczywiście padło na mnie i przez to tracę dwie godziny łowienia. Tradycyjnie zaczynamy od „stodoły” i schodzimy w dół do „pierwszej pompy”. Nad wodą słyszy się już o pierwszych złowionych rybach, ale nie są to jakieś wielkie  okazy. Pierwsze branie zanotowałem ok. 11’25. Było to za jednym ze zwężeń Regi. Obrotówka po rzucie pod drugi brzeg wychodziła już z łuku i w tym momencie dwa lub trzy puknięcia w połowie wody. Tnę ale nic z tego. Informuję o tym tatę, który staje 15 metrów wyżej i obławia miejsce woblerem. Kilka minut i on krzyczy „mam” idę do niego, ale już po wszystkim, na wodzie pozostają już tylko wiry po spiętej rybie, a na kiju końcówka żyłki. Prawdopodobnie żyłka przetarła się o zęby troci lub o kotwiczkę podczas młynkowania ryby. Czyli były dwie w jednym miejscu. Kończymy odcinek i jedziemy na „czarną drogę”. Sporo tu ciekawych miejsc  i często coś się dzieje. Pierwsze tłumy już przeleciały więc mamy sporo wolnych stanowisk. Naprzeciwko ujścia strumyka Sarnia tato zalicza konkretne branie, ale ryba nie zacina się. Kończymy łowienie w zapadającym zmroku. Na 100-120 wędkarzy padło jakieś 15-20 ryb w większości do 2kg. Woda miała normalny stan i lekko wiało.

Drugi dzień rozpoczynamy od spotkania z kolegami, którzy właśnie przyjechali z Głogowa i Polkowic. Plan łowów taki sam jak wczoraj, najpierw „stodoła”, a dogrywka na „czarnej drodze”. Dodatkowo pod opieką mam młodego trociarza więc tato nas zostawia żeby nie robić nadmiernego tłoku i jedzie trochę niżej. W miejscu gdzie w zeszłym roku na rozpoczęcie sezonu miałem jedyne branie zaliczam ponownie kontakt z rybą, ale tym razem to ja jestem górą. Pięknie ubarwiony samiec po krótkiej walce ląduje na brzegu. Ma 58 cm i wziął na woblera o godzinie 10’00. Trochę z nim paraduję, robię fotki i zanoszę do samochodu. Gdy dochodzimy do taty on także ma rybę. Jego trotka mierzy 55 cm i również skusiła się na woblera też ok. godziny 10. Kończymy łowienie i jedziemy na „czarną drogę” jednak tam już nic więcej się nie dzieje. Tego dnia nad wodą było o połowę mniej ludzi niż wczoraj i padło ok. 10 ryb w tym dwa łososie 73 i 98 cm na dolnych odcinkach. Było mroźno i czasami padał śnieg, a z powodu sporego wiatru zrobiła się duża cofka.

Poniżej nasze rybki.

 

 

 

 

 

 

 

 

Trzeciego dnia wiatry ucichły i woda nagle zeszła do morza. Tym razem zaczynamy od okolic „trzeciej pompy” jak cała większość wędkarzy, którzy liczyli na srebrnika po wczorajszych wiatrach. Dwie godziny łowienia i nic, wszędzie cisza. Nie wytrzymujemy i jedziemy na „stodołę”. Ja najpierw rozpalam ognisko aby się rozgrzać bo mróz dzisiaj spory. Gdy już odzyskałem czucie w stopach zszedłem na pierwsze stanowisko i wykonałem rzut woblerem. Gdy żyłka zaczęła się już prostować coś mi ją przytrzymało. Zacięcie i już młynki na powierzchni. Krótki hol i mam trotkę na 55 cm. Było to o 11’45. do końca dnia już nic się nie działo. Na pół setki wędkarzy padło 5-10 ryb. Wielkim zaskoczeniem były trzy trocie złowione przez dwóch nowicjuszy z Grodziska Mazowieckiego (pozdrawiam), którzy dzień wcześniej dostali od nas po jednym woblerze. Jeden z nich na naszego wobka złowił komplet po 55 cm, a drugi na wskazaną rapalke złowił małego srebrniaka 47 cm.

 

 

 

 

Czwarty dzień wita nas mrozem i pięknym bezchmurnym niebem. Zgodnie z moja przepowiednią, że codziennie mamy o jedno branie mniej, dzisiaj ma być zero. I tak się stało. Dalszy spadek wody spowodowany mrozami i przytrzymaniem wody przez tamę w Rejowicach spowodował zanik brań. Łowiliśmy na „stodole” i  „czarnej drodze”. Padło max 5 ryb w tym łosoś ok. 4 kg.

 

Zachód słońca w Trzebiatowie

 

Kolejny dzień zaczynamy od „drugiej pompy - transformatora”. Jednak po wielkim mrozie w nocy brzegi rzeki są oblodzone, a korytem płynie kra. Obławiamy nieliczne miejsca i uciekamy do Trzebiatowa gdzie płynie niewielki śryż. Na „czarnej drodze” tato ma niewielka trotkę, która spada mu pod samymi nogami. Woda nadal spada i osiąga już stan z końcówki września. Ponieważ to poniedziałek więc i ludzi nad woda niewielu, a ich wyniki to jedna może dwie trotki.

Ostatni dzień to rozpaczliwe szukanie kawałka rzeki wolnego od lodu i kry. Kolejna noc z dziesięciostopniowym mrozem przymroziła rzekę już na całej długości. Porzucaliśmy trochę na „czarnej drodze” i do domu.

Kolejna wyprawa gdzieś około marca gdy do rzeki zaczną wchodzić wiosenne srebrniaki.

Na koniec jeszcze wobler nr 1 na styczniowe trocie. Na sześć woblerowych brań wszystkie były na woblera w kolorze srebrno-niebieskim. Na fotce mój wobler, który skusił dwie trotki.

 

 

<< Powrót 

P.Szymanik@poczta.fm  lub tel. 605-469-801 lub SMS
© Szymanik 2000 - 2003