Strona Piotra Szymanika

Strona w 100% o trociach i łososiach

 

 Słupia 2004

   

To był powrót na Słupię po sześciu latach. Otwarcie sezonu było rewelacyjne, ale teraz kto wie jak będzie. Jakiś czas wcześniej przeszła wielka woda, czy są jeszcze ryby? Wszystko miało się wyjaśnić po dotarciu nad wodę.

 

Sobota (6 marzec).

Po dotarciu do Ustki chwila relaksu, a od 14 zaczynamy łowienie. Na pierwszy rzut wybieramy odcinek koło Wodnicy między mostem kolejowym, a kładką. Woda piękna, doły, zwężenia i ostre zakręty. Niestety trzy i pół godziny biczowania nie przynosi efektów. Od miejscowego chłopaka dowiadujmy się, że jeden z wędkarzy stracił koło kładki dwie ryby. Więc coś się jeszcze kręci w wodzie. Pogoda była słoneczna z lekkim przymrozkiem pod wieczór.

 

Niedziela (7 marzec).

Postanawiamy cały dzień spędzić w Bydlinie na odcinku powyżej kładki. Idziemy kawał drogi w górę rzeki i zaczynamy powolne schodzenie w dół nie omijając żadnego dostępnego miejsca. W pewnym momencie, gdy szedłem brzegiem rzeki w myślach usłyszałem głos taty wołający „mam”, chociaż on mnie nie wołał. Spojrzałem dalej i zobaczyłem jak tato odchodzi od wody z rybą w ręce! Telepatia? Specjalnie nie wołał mnie, aby jej nie stracić z nerwów. Miała 57 cm. Pierwsza rybka jest najważniejsza po niej łowi się całkiem inaczej, na luzie. Wzięła na srebrno-niebieskiego woblera. Z drugiej strony rzeki też chodził spinningista, który złowił, jak się okazało kilka dni później, komplet tego dnia. Reszta wędkarzy bez brań. Pogoda pochmurna i przelotny śnieg. Woda sporo opadła od soboty.

 

Najpierw seria fotek przedstawiających fragmenty rzeki powyżej Bydlina.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I jest pierwsza troć

 

Moja kolej jeszcze nie nadeszła

 

Poniedziałek (8 marzec).

Od rana robimy odcinek Włynkowo – Włynkówko. Odcinek dość szeroki, typowe keltowe prostki. Właśnie na jednej z nich pod samą linią wysokiego napięcia o 9 rano dostrzegłem fontanny wody. Tato ma drugą troćkę. Tym razem jest to mały srebrniak o długości 43 cm, który także połakomił się na srebrno-niebieskiego woblera. Łowienie kończymy gdzieś daleko w lesie i wracamy na obiad. Woda jeszcze trochę spada, a pogoda pochmurna i śnieżna. Późnym popołudniem łowimy powyżej więzienia w Ustce. Odcinek ten bardzo przypadł nam do gustu, ponieważ bardzo przypomina ulubioną Regę. Wąsko, głęboko i ostre zakręty ze zwężeniami. Właśnie na wlocie do jednego ze zwężeń tato ma mocne walnięcie, jednak ryba się nie zapina. Jeszcze tu wrócimy.

 

Mały ale cieszy

 

Wtorek (9 marzec).

Zachwyceni wieczornym łowieniem w Ustce postanawiamy obłowić go jeszcze dokładniej i idziemy znacznie wyżej, aż po za ogródki działkowe. Trochę wieje i wyraźnie słychać sztormowe fale na morzu jednak słoneczko nas rozgrzewa. Każde obiecujące miejsce obławiamy bardzo starannie, jednak bez efektów.

Popołudniu jedziemy do Wodnicy w okolice boiska, to ciut wyżej Ustki. Z dala od morza trochę mniej wieje. Zaczynam już nieźle kombinować z przynętami, bo w końcu trzeba zaliczyć jakiś kontakt z rybą. Tak się stało, że wypadło na srebrna obrotówkę i to od niej zacząłem obławianie głębokiego wlewu na zakręcie. W momencie, gdy już unosiłem wędkę do góry, a obrotówka mijała przybrzeżny karcz w wodzie właśnie spod niego wyskoczyła pośpiesznie ryba i w ostatniej chwili pochwyciła przynętę. Chwila szamotaniny na powierzchni i mam ją na brzegu. To niewielki samiec troci o długości zaledwie 39 cm, ale mam w końcu rybę! Było to o godzinie 16. Chwilę później zacząłem obławiać płań za ostrym zwężeniem. Trochę się miotałem, bo nie mogłem oddać odpowiedniego rzutu i gdy powiedziałem sobie to już ostatni nagle poczułem lekkie puknięcie w woblera. Zacięcie i znów ten miły pulsujący ciężar, ale jakiś dziwnie mały. Po chwili okazał się nim ledwo wymiarowy pstrąg potokowy o długości 30,5 cm. Minęło pół godziny, a mam już drugą rybkę szlachetną. Wziął na trociowego woblera w kolorze srebrno-niebieskim. Do zachodu słońca już nic się nie działo.

 

Czy to ryba?

 

Środa (10 marzec).

Jedziemy do Bydlina na kładkę z zamiarem obłowienia górnego odcinka. Zaczynamy dość pechowo, bo tato zapomniał czapki z domu i ktoś musi wrócić do Ustki. Oczywiście zawsze pada na młodszego. W pośpiechu obracam w dwie strony, bo szkoda dnia. Schodzimy w dół i obławiamy już rozpracowany wcześniej odcinek. Z nami chodzi jeszcze kilku innych wędkarzy. Wszyscy jednak jesteśmy bez brań. Dopiero koło południa po długim rzucie pod przeciwległy brzeg czuję charakterystyczna serię puknięć, tnę, ale pusto. Jestem pewien, że to ryba, bo wobler nie mógł tak szybko zejść do dna. Wykonuje kilka serii rzutów różnymi woblerami w to samo miejsce i nic. Wracam powtórnie do tego, na którego miałem branie i rzucam tym razem trochę niżej. Może tam ona spłynęła po braniu. Chyba trzeci rzut i mocne pociągnięcie. Jest – krzyczę. Ryba stawia dość duży opór, ale daje się kontrolować i chwilę później mam ją na brzegu. Równe 50 cm w samo południe na strebrno-czarnego woblera z brokatem. Do końca odcinka już nic się nie działo. Rozpalamy ognisko i pieczemy kiełbaski, chwila relaksu przed dalszymi łowami.

Na dogrywkę wybieramy znany już odcinek w Wodnicy miedzy mostem kolejowym, a kładką. Nad wodą spotykamy znajomego chłopaka, który mówi i pokazuje nam gdzie właśnie padały srebrniaki wielkości 4-5 kg. Słuchamy tego z lekkim niedowierzanie, chyba ściemnia. Skupiamy się nad każdym miejscem, może jednak są te srebrniaki w wodzie. Nie było ich i brania tez nie mieliśmy.

 

Pół metra

 

 

Czwartek (11 marzec).

Jedziemy na najciekawszy odcinek tych dni, czyli do Bydlina. Idziemy w górę i powtarzamy ten sam scenariusz. Jeszcze dobrze się nie rozgrzałem, a o 9’18 mam już branie zakończone udanym holem! Troć ma 50 cm i wzięła jakieś 15 metrów poniżej miejsca, w którym tato złowił swoją 57 cm. Wzięła na srebrno-czarnego woblera. Chwila odprężenia, wysyłam wiadomość o rybce przez telefon w świat i wracam do łowienia. Prostka ta okazuje się być dobrym miejscem odpoczynku dla spływającej do morza troci. Przypomniałem sobie, że 6 lat wcześniej na tym odcinku straciłem ładnego srebrniaka po tym jak godzinę wcześniej złowiłem pierwszego. Łowimy dalej na prostce, ale już bez efektów. Dalej rozciąga się lekki łuk w prawo ze stromą skarpą. Łowię ostrożnie pamiętając o zaczepach przy niej. Nagle pod burtą jakieś stuk, puk, szarpniecie i dwa bujnięcia. Spoglądam w miejsce gdzie żyłka wchodzi do wody i widzę dwa młynki troci spadającej z woblera, trudno. Maiłbym komplet w 55 minut. Ta również wzięła na srebrno-czarnego woblera. Powoli mija południe. Skupiamy się na łowieniu, ponieważ z obserwacji wynika, że one lubią okolice godziny 9 i 12. Odcinek jest bardzo atrakcyjny, więc można się wszystkiego spodziewać. Nie mylimy się i o 12’20 tato ma na srebrno- niebieskiego woblera pięknie ubarwionego samca o długości 55 cm. Jest pięknie, mamy dwie rybki! Przy kładce chwila odpoczynku, ognisko i pieczone kiełbaski.

Robimy godzinną dogrywkę poniżej kładki, ale małe rozleniwienie powoduję jakąś niechęć do tego odcinka. Szybka rezygnacja i jedziemy do Ustki na ujściowy odcinek gdzie łowić zaczynamy dopiero o godzinie 17. Skupiamy się szczególnie na dwóch atrakcyjnych zakrętach, ale bez efektów.

 

Druga rybka z tego samego miejsca

 

Ładnie ubarwiony samiec

 

Piątek (12 marzec).

Oczywiście Bydlino powyżej kładki. Zaczynamy łowić trochę wcześniejsza porą, aby wydłużyć czas pobytu nad rzeką, ponieważ dzisiaj wracamy do domu. Jedno z pierwszych miejsc i tato już melduje jakieś dziwne zachowanie woblera podczas spływu w poprzek rzeki. Branie? Rzucamy we dwóch w to miejsce. Któryś rzut z kolei i energiczne zacięcie w wykonaniu taty. Widzimy, że to niewielka sztuka, więc i hol bezproblemowy. Dość mocno obszarpana rybka po jesiennych godach ma ledwie 39 cm. Wzięła na to, co zwykle u taty, czyli na srebrno-niebieskiego woblera, a było to o 8’05. Prorocza godzina dziewiąta nic nie przynosi, a o 12 kończymy łowienie przy kładce.

 

 

 

Do zobaczenia następnym razem.

 

<< Powrót

P.Szymanik@poczta.fm  lub tel. 605-469-801 lub SMS
© Szymanik 2000 - 2003